Informatyka w firmie
Płatne czy darmowe?
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że na świecie istnieje bardzo dużo darmowego oprogramowania. W zasadzie powinno to trochę dziwić, bo przecież ktoś musiał się jednak napracować, żeby je stworzyć, podobnie jak musiałby się napracować, żeby np. zbudować samochód. Mimo to darmowych samochodów nie ma, a darmowe oprogramowanie jest. Ciekawe... Ale skoro już jest, to dlaczego by go nie wykorzystać? Dlaczego nie użyć go w firmie, do zarabiania pieniędzy?
Czyniąc ten krótki wstęp chcieliśmy zwrócić uwagę Czytelników na to, że kiedy od obcych ludzi dostaje się coś za darmo, i to jeszcze coś, na czym można zarobić, to chyba należy zadać sobie pytanie: Dlaczego? Czy ktoś nieznajomy aż tak bardzo nas lubi, czy też może są jakieś inne przyczyny? Nie chcemy o niczym przesądzać – po prostu uważamy, że pytać zawsze warto.
A jak brzmi odpowiedź? Otóż wcale nie jest jednoznaczna... Nie wchodząc w szczegóły, trzeba sobie uświadomić, że istnieje kilka głównych źródeł bezpłatnego oprogramowania. I tak, część została stworzona przez programistów hobbystów (lepszych lub gorszych), którym po prostu sprawia przyjemność, że ktoś korzysta z ich twórczości i wcale nie oczekują z tego tytułu wynagrodzenia. Są to z reguły ludzie młodzi i niedoświadczeni, którzy utrzymują się z czegoś zupełnie innego – jakoś trudno wyobrazić sobie wysokiej klasy informatyka, który np. zawodowo sprząta ulice, a po godzinach tworzy rewelacyjny, darmowy software i cieszy się, że inni na nim zarabiają.
Nie przesądzamy przy tym wcale, że takiego rodzaju oprogramowanie jest z gruntu złe – niekiedy współtworzą je całe grupy hobbystów, aż w końcu wychodzi z tego coś naprawdę ciekawego, jak chociażby znakomity system operacyjny Linux (ale o nim za chwilę).
Odrębna kategoria, to oprogramowanie powstałe na różnego rodzaju wyższych uczelniach, bądź też w innych instytucjach i organizacjach, oprogramowanie dotowane przez rządy. Jako takie, zgodnie z prawem po prostu nie może być później sprzedawane, ponieważ, de facto, zostało już zakupione przez społeczeństwo i stanowi dobro ogółu.
Następnie, możemy mieć do czynienia z reklamówkami, rozdawanymi przez komercyjne firmy do używania (niekiedy również komercyjnego), po to by zachęcić odbiorców do kupienia „czegoś więcej”, a więc na przykład rozbudowanych wersji, które już w pełni zadowolą przyszłych klientów. Bywa przy tym, że same owe reklamówki zaspokajają potrzeby odbiorców, zwłaszcza tych mniejszych, zaś twórcom pozostaje (dobrze skalkulowana) nadzieja, że mali kiedyś urosną i wtedy coś od nich kupią. Korzystajmy zatem, póki jesteśmy mali!
Na koniec, pojawiają się, zwłaszcza ostatnio, dość liczne aplikacje, udostępniane na ogół przez internet „w chmurze”, częstokroć bardzo ciekawe i posiadające wiele ogromnie użytecznych funkcji, lecz – co tu kryć – nastawione na zbieranie danych o ich użytkownikach. I niby nie ma się czego obawiać, bo owe dane przetwarzane są z reguły anonimowo, lecz w rzeczywistości stanowią niezwykle niebezpieczną broń, która może z potworną siłą uderzyć w tych, którzy ją bezwiednie współtworzyli. A jak? Wyobraźmy sobie sklepikarza, korzystającego z darmowej, internetowej poczty, podobnych kalendarzy i jeszcze paru innych przydatnych usług. Czy gdzieś daleko, w świecie ogromnych korporacji ktokolwiek zainteresuje się mailami tego szaraczka? Oczywiście, że nie! Ale jeśli szaraczków będzie więcej, to automatyczna analiza ich korespondencji pod kątem występowania określonych słów kluczowych w powiązaniu z geolokalizacją może doprowadzić do tego, że tuż za rogiem niebawem otworzy się hipermarket! Tak więc aplikacje tego typu wcale nie są darmowe – po prostu płaci za nie kto inny. Płacą ci, których stać na zakup wyników analiz powstałych w oparciu o zebrane dane – wielkie korporacje, pragnące stać się jeszcze większymi. A wspomniane szaraczki pomagają im w tym czyniąc niewielkie i nader doraźne oszczędności...
Wróćmy jeszcze na moment do Linuxa, bo to akurat bardzo ciekawy przypadek. Stworzony właśnie hobbystycznie przez Linusa Torwaldsa system klasy UNIX przez długi czas rozwijany był przez grupy zapaleńców i traktowany bardziej jako ciekawostka, niż rozwiązanie do komercyjnych zastosowań (choć i takie już w początkowym okresie się zdarzały). Wiatru w żagle nabrał jednak dopiero wtedy, gdy postanowiły udzielić mu wsparcia dwa giganty informatyczne: najpierw Oracle, przystosowując doń swoje bazy danych, a później IBM, instalując go na swoich serwerach. W istocie nie było to zresztą specjalnie trudne, ponieważ z systemami klasy UNIX obie korporacje były już doskonale obeznane. Po co to jednak zrobiono? Odpowiedź jest nadzwyczaj prosta: aby uderzyć w Microsoft, który był wówczas już prawie monopolistą na rynku systemów operacyjnych, a przymierzał się do zmonopolizowania kolejnych obszarów informatyki.
W każdym razie, w efekcie Linux okrzepł, ustabilizował się i stanowi obecnie doskonały, alternatywny do Windows, system operacyjny dla serwerów (ze stacjami roboczymi wyszło raczej tak sobie). A zatem, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta i, co by nie powiedzieć, z boju olbrzymów zwycięsko wyszły krasnoludki.
Na Linuxie, oprócz użytkowników końcowych, skorzystały też liczne, większe i mniejsze firmy informatyczne zajmujące się jego dystrybucją, instalowaniem, konfigurowaniem, tudzież świadczeniem wszelkiego rodzaju wsparcia użytkownikom. Ale czy tylko na Linuxie? W istocie tą drogą podąża także wiele innych spółek z branży IT, które dostrzegły, że na darmowym oprogramowaniu z tzw. otwartym kodem, można nieźle zarobić. Mamy więc na rynku darmowe serwery baz danych: PostgreSQL i MySQL, serwer HTTP Appache, systemy CMS i wiele, wiele innych, lepszych lub gorszych rozwiązań, które funkcjonują i zapewne będą funkcjonować jeszcze długi czas. Odkrycie, iż da się żyć z informatyki, wynagradzając programistów tworzących oprogramowanie, a następnie rozdając je za darmo, nie jest jednak niczym szczególnym – w świecie „materialnym” też niejednokrotnie dostajemy to i owo za śmiesznie niską cenę (np. telefony komórkowe), a potem płacimy całkiem konkretne pieniądze za niezbędne dodatki (np. abonament).
Warto w tymi miejscu dodać, że istnieją nawet bezpłatne rozwiązania klasy CRM i ERP, choć w przypadku systemów tak mocno ingerujących w warstwę biznesową przedsiębiorstwa, ich dostosowanie do konkretnych potrzeb może okazać się nie lada wyzwaniem, przekraczając niekiedy koszt licencji i wdrożenia oprogramowania komercyjnego, nie mówiąc już o rozsądnych ramach czasowych.
I jaki z tego wszystkiego wniosek? Niestety, podsumowując możemy jedynie stwierdzić, iż nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy warto korzystać z darmowego oprogramowania. Czasem tak, a czasem nie. W przypadku software'u płatnego wszystko jest przynajmniej jasne – z biznesowego punktu widzenia rządzi się on regułami podobnymi do każdego innego produktu, natomiast tu... No cóż, możemy jedynie poradzić naszym Czytelnikom, aby rozważając wybór czegoś, za co teoretycznie się nie płaci, zadali sobie trzy podstawowe pytania:
Nasz portal instaluje pliki ciasteczek (cookies) – tutaj dowiesz się o nich więcej. Przeglądając te strony wyrażasz zgodę na używanie przez nas wspomnianych plików.